Muzyka/Słowa
Takich moich kilka dzwięków niekoniecznie słyszalnych
4 Lipca 2008 roku, odeszła odpocząć po trudach życia najbardziej niezwykła ze wszystkich Kobiet śp. - moja Mama.
Chciałem Ci Mamo podziękować.
Za to jak nauczyłaś mnie koloru zielonego oraz reszty barw tęczy
Za Twój zawsze ciepły głos i stawanie po mojej stronie
Za to że mnie nie zawiodłaś i byłaś kiedy bolał mnie ząb
Za to że pomagałaś mi nieść ciężką wiolonczelę przez planty
Za to że kupowałaś czasopisma komputerowe wzbogacając moje zainteresowania
Za to że rozumiem każdą literę alfabetu i potrafię jej używać
Za Twój uśmiech i za łzy również
Za szczególne i niezapomniane chwile
Za wspaniałe rodzeństwo
Za płaszcz zimowy i ciepłe buty
Za pierwsze klawisze na których uczyłem tańca moje niezdarne palce
Za to że prasowałaś mi koszule mimo zmęczenia
Za to że opatrywałaś palec kiedy skaleczyłem się podczas krojenia chleba
Za to że byłaś najwspanialszą Mamą
Za to że przyszywałaś tarczę do mojego chałatu kiedy ją niechcący oderwałem
Za to że zawsze we mnie wierzyłaś i nigdy nie zostawiłaś
Za kromkę którą smarowałaś masłem
I za wiele innych rzeczy...
...chciałem Ci podziękować - Mamo
Andrzej
(2008)
Chciałaś milczenia
Leżysz na łóżku z podkurczonymi nogami w kolanach, wpatrując się w kiedyś tam biały sufit, przechodzący prawie pod prostym kątem w ścianę barwy łososiowej. Na podwórku słychać odbijaną o twardy beton piłkę, zabawkę kilku dzieciaków. Co jakiś czas przymykasz oczy, jednak sen jeszcze daleko. Być może ciężar powiek osadzony na zbyt wątłych zawiasach musi się poddać marnie wykończonemu oczodołowi. Czujesz mrowienie w stopach, jakby jakiś robak pełzał pod Twoją skórą, ale nawet nie masz ochoty wydobyć go z siebie pełen obrzydzenia do sytuacji. Zapaliłeś kadzidełko o przyjemnym, nieznanym Ci dotąd zapachu. Jego woń wkrada się bezczelnie w Twoje nozdrza i rozsiada w nich jak w hotelowym łóżku. Nie możesz usiedzieć na miejscu. Wstajesz, idziesz powoli w kierunku lodówki która już cieszy się zainteresowaniem, jednak ty brutalnie sięgasz głębiej - aż do zamrażalnika, skąd wydobywasz oszronionego loda. Kładziesz się z nim ponownie na złożonym od dawna łóżku i łapczywie połykasz zimnego przyjaciela, mając nadzieję że ostudzi Twoje uczucia. Nie pomogło. Zastanawiasz się czy lodów za mało, czy uczucia zbyt mocne. Odwracasz głowę patrząc przez ramię na prostokątne, uchylone okno przez które wpada ciepłe, letnie powietrze. Przez chwilę przyglądasz się tańczącej z przeciągiem figlarnej firance uczącej się właśnie flamenco. Podoba Ci się jej taniec, chociaż znawcą flamenco nie jesteś. Czujesz smutek. Czujesz - kadzidełko. Coś pękło. Już nie czujesz, jakby to powiedzieć? - żadnego wsparcia, czegoś jak się zdawało, jak się zdaje, krzepiło Cię do tej pory, dodawało ducha, napełniało poczuciem własnego istnienia, niemal własnej wartości, wrażeniem że należysz...
Wychodzisz z domu aby zabić tego robaka co siedzi w Twojej nodze. Idziesz przez chwil kilka chodnikiem, wzdłuż ulicy obok przejeżdżających samochodów. Zastanawiasz się o czym kierowcy myślą, gdzie się spieszą, co jest celem ich podróży, jaka jest daleka i czy w ogóle dojadą. Gdy tak doszedłeś już tam gdzie sam nie wiesz gdzie, usiadłeś na krawężniku i zacząłeś czekać. Cóż Ci pozostało.
Minęło dobrych kilkadziesiąt "minut", a Ty dalej czekasz. Masz nadzieję...
I nagle podszedł do Ciebie mały piesek, zamerdał kilkakrotnie pokręconym od starości ogonkiem - usiadł obok, tuż przy Twoich stopach. Też czekał. Sądząc po wieku znacznie dłużej. Każdy z Was na kogoś innego, ale już nie sami. Szkoda tylko, że to kudłate stworzenie niechcący przydeptało łapą czterolistną koniczynę - ostatni element Twojej nadziei na której spoczywał już od jakiegoś czasu bezwładny Twój wzrok. Mogło to też dotyczyć Twoich stóp - tak przez nieuwagę. Po chwili dołączył do Waszego grona kolejny czworonóg, tym razem większy, ale z poszczępionym uszkiem. Położył mordkę Ci na kolanach i patrzył prosto w oczy onieśmielając właściwie. Tak zaczęło powstawać schronisko...
Tym razem Ty ugryziony mocno przez ząb czasu pożegnałeś się z nowymi przyjaciółmi wiedząc, że jutro też tu przyjdą. Wracałeś do domu dłużej niż zamierzałeś, a to chyba przez powłóczyste ruchy zmęczonych już nóg.
Trzykrotne uderzenie w guzik domofonu oznajmiło Ci otwarcie drzwi które z niezwykłym impetem pchnąłeś do przodu. Wdrapałeś się po poręczy na pierwsze piętro tuż przed dedykowane mieszkanie. Kilka ruchów klucza w zamku wpuściło Cię do środka. Popatrzyłeś wokół na doskonale znane Ci przedmioty, jednak wielu z nich brakowało, a jutro będzie jeszcze więcej...
Żyjesz teraz w grozie milczenia, a czy milczy ktoś bardziej od Ciebie? Utraciłeś moc. Ale nie ma wyjścia, nie wydarzy się cud. Nie objawi się żadna prawda. Są tylko skorupy i pancerze. Czasami przypominasz lemura z jego wyłupiastymi oczami spoglądającymi obojętnie i bez sensu, ale taka obojętność jest bezużyteczna.
(2008)
cdn...
Sen...
Dziś, pierwszy raz śniłaś mi się od naszego rozstania.
A pózniej natknąłem się na Twoją skarpetkę w mojej szufladzie.
Wróciłaś, i poczułem się znów naprawdę szczęśliwy!
po co się obudziłem...
Dysonans czy dialog...
JA: JakZwykleMojaMuzykaNieTrafiaDoTwoichUszu.
TY: 'ta spacja juz siada jakis czas'.
Koło ratunkowe
mój numer to XXX XXX XXX
- nigdy go nie użyjesz
Pójdę tam, gdzie moja Droga - Jesteś wyboista...
Rola którą odgrywać mi karzesz, nie jest rolą mego
życia - o której tak marzę.
Sam o sobie
Jeśli miałbym powiedzieć cokolwiek głupiego,
a nienormalnego też czasem, lecz na pewno teraz,
wolałbym nie mówić nic, aby zmysłów swych nie
denerwować zanadto. Bo cóż może być
gorszego od własnego niezrozumienia siebie
samego, istotnego przecież dla nas. I chociaż
jestem jednością jednostek społeczeństwa w
którym żyć mi przychodzi, to zdanie swoje
pielęgnować muszę, aby nie popaść w rutynę
tegoż ludu wielkiego, przesyconego niekiedy
również niemiłymi osobnikami.
Przychylność ludzi bliskich, też kupić mi trzeba,
by nie zabrakło osób niechcianych. Lecz nie
dotyczy to osób, które kocham szczerze, bo nie
byłbym mężczyzną, a przecież w to wierzę.
Wstęp
W dziwnym miejscu rozpoczyna się ta opowieść,
bo na ósmej kondygnacji pewnego
dziesięciopiętrowca, którego często bywałem
gościem. W szczególny sposób oplatała mnie
tam 'klatka', swoją bezdźwięczną ilością
schodów, z których jednak rzadko korzystałem
porywany przez pęd windy.
Było tam bardzo ciepło nie tylko mojemu ciału.
Niestety nie wszystko okazało się beztroskie.
Stały tam drewniane, oszklone drzwi,
niedopasowane ściśle do otaczających je ścian,
ale przecież to nie ich wina...
Miały jasną barwę pomimo uciekającego czasu,
pewnie dlatego, że rzemieślnik nie poskąpił im
dobrego lakieru nadającego sztuczny połysk.
Nigdy nie przypuszczałem, iż staną się moją
wyrocznią, że tak wiele będzie od nich zależało.
Poranek
Mroźny dzień rozpoczynał się. Nie wiedziałem
jeszcze, czy to rzeczywisty chłód za oknami, czy
też mój pokój zaczął marznąć na skutek jej
oziębłości. Pewnie tego nie chciała.
Wstałem nie tak szybko jak zazwyczaj, aby jak
najdłużej wtulać się w przyjemną miękkość
puchu. Było mi wszystko jedno co się dzieje za
oknami. Nic mnie to nie obchodziło. Najchętniej
zamknął bym oczy i zasnął...
Tak się jednak nie stało, a to za sprawą Bożej
gry w kości - moje kości, pozbawione od
niedawna szpiku.
Rozglądnąłem się badawczo po pokoju
wsłuchany w szum maszyn pozbawionych serc.
Wiele radośnie migających światełek rozświetlało
półmrok, goniąc się nawzajem w radosnym
uniesieniu, nie zdając sobie sprawy z moich
uczuć. W końcu co je to obchodzi. Ciągle tylko
migotają, jakby nic więcej nie umiały. Mają
jednak siebie.
Otarłem zmęczone snem oczy po czym
otworzyłem stojącą niedaleko puszkę piwa. Tego
było mi teraz potrzeba.
Chciało mi się płakać, jednak brak łez utrudniał
to niemiłosiernie.
Chłopiec, facet, mężczyzna... Ciekawe gdzie
dotarłem w mojej samotnej drodze.
Z zawodu byłem bajkopisarzem, lecz nie widząc
zainteresowania moimi bajkami, musiałem
zmienić profesję. Stałem się informatykiem, który
zaczął poszukiwać duszy w układach scalonych.
Budowałem więc komputery, wierząc, że chociaż
one mnie rozumieją. Tworzyłem coś znacznie
szybszego od umysłu ludzkiego, ale w stu
procentach uzależnionego od niego. Panowałem
nad nimi...
Czasem, za to dogłębnie analizowałem algorytm
który wprawiał je w pozorne życie.
Południe
Zacząłem powoli odczuwać głód. W końcu nie
jadłem śniadania, ani wczorajszej kolacji.
Poszedłem do kuchni, lecz na widok jedzenia
odeszła mi ochota na przeżuwanie. Przeniosłem
się do łazienki, gdzie poluzowałem duszę
prysznica z którego natychmiast trysnęła woda.
Zatknąłem korkiem dno wanny patrząc jak
nabiera siebie samą - aż po brzegi.
Wieczór
Poznałem wczoraj człowieka, bardzo
bezdomnego. I choć nie oczekiwał ode mnie
pomocy materialnej lecz raczej dobrego słowa
przed zaśnięciem na kartonowych pudełkach
izolujących go przecież w jakiś tam sposób od
przenikliwego chłodu betonowej, masywnej
podłogi, udzieliłem mu jej w niewielkim stopniu.
W ręce miałem trzy soczyste mandarynki które
mu podałem. Usiadł i od razu zaczął obierać je z
pomarańczowej skórki. Smakowały mu. Były
przecież słodkie. Gdy kończył ostatnią,
zapytałem czy jest głodny. Skinął gwałownie jak
jakieś wygłodzone zwierzę czekające na arenie
rzymskiego koloseum na wypuszczenie
pierwszych chrześcijan. Powiedziałem więc, że
zaraz coś postaram się przynieść. Wsiadłem
pospiesznie w samochód i pojechałem do
pobliskiej pizzerii. Nie zważając na piątkowy
wieczór, wybrałem potrawę przepełnioną
mięsnymi produktami. Wydawało mi się, że
wygłodzonemu człowiekowi dobrze to zrobi.
Zaopatrzony w pizzę i jakiś napój wróciłem do
mojego nowego kolegi.
Nie wiedział co jest w opakowaniu. Usiadł,
rozchylił nogi pomiędzy którymi położył niemałe,
ciepłe pudełko. Usiadłem i ja, tuż obok niego na
kartonie. Gdy je otworzył, łza stanęła w jego oku.
Przepełniony radością powiedział poruszony, że
od siedmiu lat nie jadł takich pyszności.
Zaczął jeść. Zapytałem czy smakuje. Potwierdził.
Nikt wiedzieć nie może, jaka radość mnie
ogarniała. Bóg mnie dotknął.
Nie pytany o nic sam zaczął opowiadać o swoim
życiu. O dziewczynie z którą miał się ożenić, o
dziecku które zakopała żywcem w ogrodzie zaraz
po porodzie, o alkoholu, o czterech latach
spędzonych w więziennej celi. Nie krył niczego.
Może dlatego, że jako jedyna osoba na świecie,
znał doskonale moje intencje. Nie bał się mnie.
Polubiłem go za to.
Miał 37 lat. Podał mi dłoń i przedstawił się.
Uścisk naszych rąk był szczególny, chociaż trwał
zaledwie moment. Odczuwałem go jak
przywitanie dwóch przyjaciół, był silny, stanowczy
i życzliwy.
Obiecałem mu, że przywiozę ciepłe ubranie i
lekarstwa. Tak też uczyniłem.
Dziwny zbieg okoliczności, ale gdy do niego
ponownie jechałem z radosnym nastawieniem i
zadowoleniem w stosunku do swojej osoby,
zauważyłem na chodniku tuż obok przystanku
tramwajowego leżącego człowieka. Pomimo
niemałego ruchu pieszych, nikt się nim nie
interesował. Ponieważ jechałem dość szybko,
zajęło mi chwilkę zatrzymanie ogromnej masy
czerwonego żelastwa. Cofnąłem jednak
pospiesznie i podszedłem do niego. Zapytałem
czy dobrze się czuje i czy nie potrzebuje pomocy.
Zdziwił się niemiłosiernie i tym razem on zapytał
co mnie to obchodzi. Odpowiedziałem łagodnym
głosem, że chciałbym wiedzieć, dając mu do
zrozumienia iż interesuje mnie jego los.
Stojąca nieopodal starsza kobieta z pieskiem na
smyczy, zadzwoniła po pogotowie. Ruszyłem
więc w dalszą drogę. Do mojego nieznanego. Do
bezdomnego...
Ciepły, miękki i świeży sweter bardzo go
ucieszył. Przy mnie jeszcze nałożył go, aby
zatrzymywać przy sobie jak najwięcej ciepła.
Każdy przecież chce tak robić...
Noc
Dzisiaj też go odwiedzę...
Ona
Obudził ją, jak się jej zdawało krzyk dziecka.
Dziecka drzemiącego w niej samej. Z
przerażeniem stwierdziła, że pokój w którym się
znajduje jest jakiś obcy. To nie był znany jej od
lat pokój. Wtuliła się więc w okrywającą kołdrę
tak, że nie było jej wcale widać. Wyobrażała
sobie obok - jego. Chciała, aby to właśnie on
przytulał ją teraz mocno. Nie lubiła być sama.
Uśpione w niej dziecko zaczęło delikatnie
kołysać się na boki. Musiała się temu poddać. -
Była sama!
Bardzo piękna Kobieta, o aksamitnych w dotyku
włosach, prześlicznych wyrazistych i miękkich
ustach. Twarz miała spokojną, jednak nie
pozbawioną trosk dnia codziennego. Jej kształty
doskonale oddawały ideał kobiety.
Spotkanie
Zadzwonił telefon. Serce zaczęło jej mocniej bić,
jakby przeczuwała kto jest po drugiej stronie
aparatu. Podniosła nieśmiało słuchawkę. To był
on. Jego głos wydawał się teraz najpiękniejszą
muzyką jaką słyszała. Nie wiedziała co
powiedzieć, zdawała sobie sprawę jak drży jej
ciało. Nie słyszeli się przecież od kilku lat, jednak
nie zapomniała o nim. Każdego ranka kiedy
otwierała oczy, patrzyła na pustą pościel w
poszukiwaniu jego. Czuła wielką pustkę w swoim
życiu pozbawionym tej właśnie osoby. Sama nie
wiedziała dlaczego miał tak ogromne znaczenie,
może dlatego że go ciągle kochała...
Zaproponował spotkanie. Po dograniu
szczegółów pożegnał się bardzo życzliwie i
odłożył słuchawkę. Ona tymczasem nie mogła
dojść jeszcze do siebie. Przed oczyma stanęły
wszystkie wspólnie spędzone chwile.
Przypominała sobie spacery, wyjazdy, rozmowy,
ale także jego czułe ramiona w których
znajdowała spokój i ukojenie. Wiedziała, że nic
jej przy nim nie groziło. Był jedynym czlowiekiem, który
poza kobietą, widział w niej osobę, przyjaciela i
zarazem dziecko. Jej serce znów poczuło, że
ma dla kogo bić.
Nie wiedziała w co się ubrać żeby wypaść jak
najlepiej. Był jedynym mężczyzną, dla którego
stroiła się po kryjomu. Doceniał to. Po długich
przekopywaniach sterty ubrań włożyła obcisłą
czarną bluzeczkę i krótką spódniczkę. Wiedziała,
że to lubił. Popatrzyła na zegarek wiszący na
ścianie w poszukiwaniu czasu, którego
potrzebowała jeszcze aby się przygotować.
Pobiegła do łazienki zrobić delikatny makijaż
oraz dokonać ostatnich poprawek. Wyglądała
niebiańsko. Zadzwoniła po taksówkę i wybiegła
szybko z domu. Gdy zaledwie wcisnęła przycisk
przywołujący windę, przypomniała sobie, że nie
zabrała dla niego małego upominku zrobionego
własnoręcznie przed laty. Wróciła więc do domu i
wyciągnęła z szuflady zakurzone pudełko.
Uśmiechnęła się znacząco sama do siebie
powracając na korytarz, gdzie winda już czekała.
Taksówkarz okazał się być miłym mężczyzną
skorym do rozmów. Jednak teraz nie chciała z
nikim prowadzić dialogu. Czuła się jak nastolatka
przed pierwszą randką z chłopcem. Dziwiła się
sobie i nie rozumiała tego. Ale przecież wiele jej
zachowań względem jego było niezrozumiałych
dla niej samej.
Już czekał w umówionym miejscu. Miał w ręku
jedną, czerwoną różę, która dodawała mu uroku.
Był ubrany w ciepły, długi golf, brązową skórzaną
kurtkę i obcisłe jeansy. Pomimo upływającego
czasu nie postarzał się. Tylko na twarzy, a raczej
w oczach było więcej smutku jak również
spokoju.
Gdy go ujrzała wybiegła szybciutko z taksówki -
nie czekając na wydanie reszty - i rzuciła mu się
na szyję. Zabawne jak długo musiał na to
czekać. Przytulił ją bardzo mocno do siebie, tak
jak to robił przed laty. Poczuła się znów
szczęśliwa, a z oczu popłynęło kilka łez. Do jej
uszu dochodził cichy szept, który chciała wciąż
słyszeć.
- Kochana....
Wtuliła się jeszcze mocniej w jego ramiona
doznając tego, czego jej tak bardzo brakowało
przez te wszystkie lata - bezpieczeństwa. Nagle
wszystkie lęki wieku młodzieńczego z nim
związane odeszły niepostrzeżenie. W jednej
chwili wydało się jej głupie to całe zachowanie z
przed lat, kiedy go odrzuciła. Ciężko było ukryć
wzruszenie które ją ogarnęło. On to wszystko
widział i czuł, jak zawsze zresztą. Nie potrafiła
przed nim grać pomimo różnych masek
zakładanych bezwiednie.
Cały czas wtuleni w siebie, ruszyli powoli poprzez
wąskie ulice uśpionego już miasta. Chciała o nim
jak najwięcej wiedzieć, jednak bała się pytać, aby
nie uzyskać przykrej odpowiedzi. Nurtowało ją to,
czy miał kogoś, czy teraz ma, co robił przez te
wszystkie lata, dlaczego nie dzwonił, nie pisał,
czy myślał o niej tak jak to ona robiła codziennie.
- Chodźmy na kawę - powiedziała
- Dobrze - skinął znacząco głową i podążyli w
kierunku kawiarni.
Znaleźli sobie sympatyczny stolik w rogu pustej o
tej porze sali. Była to całkiem nieduża
kawiarenka, zasługująca jednak na spędzenie w
niej znaczących chwil życia. Panował tam
półmrok, rozświetlany jedynie delikatnymi
płomykami palących się na stolikach świec. Co
jakiś czas kelnerka podchodziła do stolików i
opróżniała popielniczki pełne niedokończonych
papierosów. Po pewnym czesie zniknęła, a jej
miejsce zajął młody, przystojny kelner. Zauważyć
można myło szczególne spojrzenie wysyłane w
kierunku osoby podającej jadłospis. Chyba to
zauważyła, ponieważ zrobiło się jej głupio.
Rozpoczęła wiec szybciutko rozmowę
- zawsze wiedziałeś o czym myślę
- tak... - odpowiedział łagodnym głosem - mam
nadzieję, że tylko ja...
Zrozumiała aluzję z których go pamiętała.
Ponieważ miał rację, nie podejmowała dalej tego
tematu.
- Wiesz, bardzo mi Ciebie brakowało przez te
wszystkie lata - powiedział zapalając kolejną
świecę.
Spuściła na biały obrus wzrok i ledwo słyszalnym
głosem rzekła
- Mnie Ciebie również...
Dziwne uczucie gorąca poczuł na swojej skórze,
tak jak za czasów wspólnych wieczorów
nasiąkniętych romantyzmem. Przecież cały czas
miał w pamięci spacery przy blasku księżyca po
bulwarze wiślanym. A zwłaszcza ten jeden, kiedy
na spokojnej tafli wody, tańczyła baletnica wraz
ze swoim partnerem. Ciężko opisać jak wielkie
zrobiło to na nich wrażenie. Przyglądali im się
dłuższą chwilę, nie zważając na upływający czas
i późną porę. Po prostu wtulili się w siebie, będąc
jedynymi obserwatorami tańczących kochanków,
znajdujących się poza światem rzeczywistym. Ale
przecież często powtarzał jej, że razem stworzą
'Nowy Wspaniały Świat'. Świat pozbawiony
grzechu, nienawiści, kłamstw i obaw. Świat o
jakim obydwoje od dziecka marzyli, a który miał
nadejść z połączenia ich serc. A serca mieli
wielkie. Widać to było wszędzie, gdzie ktoś
potrzebował pomocy, gdy trzeba było podać dłoń
osobie wzgardzonej przez wszystkich. Nauczyła
go w sposób szczególny patrzeć na zwierzęta.
On jej za to pokazał piękno zachodów słońca,
oraz nauczył języka ciała, którym się również
posługiwali.
Wybiła już północ. Tak zwana godzina duchów
nadeszła. Oni zaś nadal tkwili wpatrzeni w siebie,
nie zdając sobie sprawy, że właśnie myślą o tym
samym. Nie było to dla nich rzeczą nową. Często
tak bywało - dlaczego więc teraz miałoby być
inaczej. Przecież to wciąż ci sami ludzie
zakochani w sobie. Jakże prawdziwa musiała być
ta ichniejsza miłość, skoro przetrwała tyle czasu.
Nie widzieli się 10 lat, a pomimo tego doskonale
pamiętali rysy swoich twarzy, swoje głosy, gesty,
marzenia...
Wyjechał do Afryki, gdzie jego brat - misjonarz
pełnił rolę ojca duchownego w jakiejś odległej od
domu wiosce. Wyjechał, ponieważ chciał chociaż
w małej cząsteczce pomóc ludziom, którzy
pozostawieni sami sobie zatracili by się w bólu i
cierpieniu. Nigdy nie przypuszczał, że los rzuci
nim w tak odległe miejsca. Zapytany przed
podróżą dlaczego zostawia wszystko i opuszcza
swój dom odpowiedział:
'dom nosi się w swoim sercu'. Nie ważne co
robisz, gdzie jesteś, ile masz pieniędzy czy dóbr
materialnych. Jeśli nie posiadasz domu we
własnym sercu, to nigdzie go nie masz.
Wywoływało to drwiący uśmiech na ustach osoby
pytającej, jednak nie przejmował się tym. Dobrze
wiedział, że nikt - oprócz jednej tylko osoby tego
nie rozumiał. Tą osobą była właśnie ona.
Jakżeby wiec mógł o niej zapomnieć, skoro tak
bardzo się w niego wkomponowała. Odkąd ją
poznał nie istniały dla niego inne kobiety. Była
jego wymarzoną kochanką, ale również
wspaniałym przyjacielem. Potrafił przy jej boku
przebywać godzinami i nie czuł znużenia. Był
szczęśliwy...
Rozstali się, kiedy powiedziała mu, że chce żyć
samotnie. Kawiarnia zniknęła nagle. Czar
prysnął, a jego złudzenie, że będą razem
pogrzebała gdzieś pod Freudowskim drzewem.
Rozumiał ją, jednak cholernie ciężko przyjął jej
wyznanie. Wiedział bowiem co to dla nich
oznacza. Przecież całą swoją nadzieję pokładał
w niej, a ona nim niechcący co prawda, ale
wzgardziła. Zawsze uważała go jedynie za
swojego przyjaciela. Jedynie, ponieważ
doświadczyli już znacznie wznioślejszego
uczucia.
Tego wieczoru kiedy się o tym dowiedział poczuł
że naprawdę jest sam. Nie miał nikogo prócz
siebie. Całe więc szczęście, że siebie lubił.
Uwielbiał wchodzić sam ze sobą w dialog.
Czasem do takich dyskusji dołączał się Bóg. Czuł
to wyraźnie.
Teraźniejszość
Śnieg pada za oknami... Ciekawe co się teraz
dzieje u naszych bohaterów...
Musiał nagle wyjechać w interesach, daleko na
północ. Nie przypuszczał, że droga będzie taka
śliska...
Nie czuł bólu. Nawet dokładnie nie pamięta co
się stało. Przez cały ten czas, wśród purpurowej
kałuży substancji, jakże powoli sączącej się z
jego boku - miał jej obraz przed sobą. Widział ją
wyraźnie. Uśmiechała się do niego. Wiedział, że
jest przy nim, że chce tego. Wtedy właśnie
pomyślał, że chciałby już zasnąć...
Niestety obudził się na łóżku szpitalnym. Bolała
go głowa, ręce i... nie czuł nóg. Chciał zobaczyć
rany, lecz nie miał siły podnieść przykrywającej
go kołdry. Poczuł pragnienie, ale stojąca tuż przy
nim szklanka wody wydała mu się tak odległa i
niedostępna, że po kilku próbach sięgnięcia po
nią zrezygnował, choć było to do niego
niepodobne. Do jego uszu dochodziło delikatne
pikanie jakiejś zapewne skomplikowanej
aparatury do której był podpięty. Pomyślał, że
teraz on jest zależny od komputerów, że ich
pozorne życie podtrzymywało jego rzeczywisty
byt. Uśmiechnął się drwiąco sam do siebie.
Kiedyś to on nimi władał - teraz one nim. Nie
przeszkadzało mu to jednak. W końcu znalazł
zwierzchnika.
Był sam w przesadnie białym pomieszczeniu.
Cieszyło go to. Nie potrzebował żadnego
towarzystwa. Ciągle tylko rozmyślał o niej.
Przypomniał sobie, że w chwili wypadku, a może
tuż po nim, zobaczył przez moment twarz Boga,
który uśmiechnął się znacząco, jakby chciał
powiedzieć że wszystko będzie dobrze. Usnął...
Gdy się ponownie obudził zobaczył ją obok. Nie
wiedział skąd się dowiedziała o...
Jak się później okazało, przyszedł do niej jego
anioł stróż podczas nocnego odpoczynku na
dmuchanym materacu.
Siedziała bokiem na krześle, opierając głowę na
ramieniu. Drzemała cichutko oddychając, a jej
lewa dłoń splatała się z jego dłonią. Czuł jej
ciepło i miękkość. Na twarzy ukochanej widać
było jeszcze świeże ślady wyryte przez
spływające łzy, które następnie rozbijały się o jej
kolana. Nie wiedział od jakiego czasu jest przy
nim. Był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na
ziemi. Jego palec wskazujący zaczął delikatnie
pieścić dłoń kobiety, którą tak bardzo kochał.
Patrzył sobie na nią podziwiając jej urodę. Chciał
dotknąć włosów, tak jak to robił niegdyś, jednak
nie mógł. Tymczasem ona przebudziła się i przez
chwilkę dochodziła do siebie, nie wiedząc gdzie
jest. Wyglądała słodko. Gdy się otrząsnęła,
popatrzyła szybko na niego. Uśmiechnęła się i
delikatnie przytuliła do niego. Nie zdawała sobie sprawy,
jak wiele bólu powodowała naciskając niechcący
na połamane kości. Jednak on nic nie mówił,
ponieważ doznanie dotyku jej ciała było ponad
tym wszystkim. Znów łzy zaczęły drążyć koleiny
w jej aksamitnych policzkach. Popatrzyła na
niego i rzekła
- Gówniarzu, przestraszyłeś mnie cholernie!
Masz się już tak nie wygłupiać!
- Eee tam. - odpowiedział starając się
uśmiechnąć.
Lecz to nie był prima a prilisowy żart na jakie
sobie często pozwalał. Niestety doskonale o tym
wiedziała.
Mikołaj
Ponieważ minął właśnie 6 grudnia, podała mu
malutką paczuszkę owiniętą w świąteczny papier.
Uzmysławiając sobie, że nie da rady jej
rozpakować, sama powoli zaczęła odwiązywać
niebieską kokardkę. Dała mu malutkiego słonika,
który miał go chronić. Być talizmanem i
przypominać o niej czasem. Za późno...
Chciała dać prezent wcześniej - tuż przed
felernym wyjazdem, jednak nie spotkała się z
nim, mimo że pragnęła tego. Jakiś lęk nie
pozwolił jej zadzwonić. Obwiniała więc siebie,
myśląc, że gdyby miał go przy sobie... Nieważne
zresztą było to teraz. Może tylko jedną łzę wiecej
spowodowało to myślenie.
Bardzo ucieszył się z prezentu. W samochodzie
też miał dla niej niespodziankę - malutką szklaną
pozytywkę, przypominającą zupełnie dwójkę
znanych im kochanków tańczących na Wiśle. Nie
powiedział jej o tym, bo widział jak podczas
zderzenia jakaś gwałtowna siła rzuciła nią
nielitościwie o przednią szybę pojazdu, a ta nie
oponując rozprysła się w drobne kawałeczki.
Powiedział więc, że nie ma czego jej dać,
ponieważ przed laty sam został prezentem
mikołajowym, przed którym zamknięto
drewniane, dobrze polakierowane drzwi.
Drzewa
I tak to nasz samotny jeździec dogorywał jak
ogień w kominku, palący się w jakimś
nowobogackim domu. Wypalał się powoli, aż
początkowy blask płomyków zniknął, aż ciepło
żaru podsycanego wprawdzie sztuczną
dmuchawą zmieniło się w chłód i gdzie ostatnia
iskierka zanikła zagubiona samotnie w powietrzu.
A drzewa szumią dalej...
Voodoo
Niech z każdym JEGO pocałunkiem zaboli Cię w krzyżu!
JA, czy Judasz?
I tak nas to zmienia...
Są nasi bliscy którzy odchodzą...
lecz tak naprawde nie wiadomo - czy lepiej żywi, czy jak umierają.
Czas
Czy czas jest impotentem skoro nigdy nie staje?
A może tchórzem skoro ciągle ucieka?
Może pływakiem, ponieważ płynie?
Lub biegaczem - no bo przecież biegnie
Jednak dla niektórych zatrzymuje się w chwili śmierci,
gdy ta mu daje czerwone światło na przejściu dla pieszych.
Autobiografia
Zapłodniony, najsilniejszy, najzwrotniejszy, pokochany, przenoszony, urodzony, obnażony, nakarmiony, napojony, przewinięty, przytulony, i do piersi przystawiony, przyuczony,
pouczony, nauczony, wymarzony, poślubiony, porzucony, ostudzony, przygarniony, otulony, odrzucony, zostawiony, pozbawiony, i na koniec - zniechęcony...
Warszawa
Ludzie...
i odległości,
...między nimi
Słowa M(uzyki)
Utwór okazał się niespodzianką, którą zdołałam odczuć na własnej skórze. Od filozofa oczekuje się dosadnych dowodów, zatem proszę spojrzeć na napięta skórę na plecach i 'ciarki' na moim ramieniu. Po raz kolejny przekonuję się, że wieczorny, piątkowy nastrój absolutnie nie nadaje się na ocenę twórczości wyjątkowej. Od dziś pozostawiam możliwość oddania się rozkoszy głowie, by mogła pokiwać sobie w rytmach pirackich, a jakże banalnych melodii. Choć krąży gdzieś tam, nieśmiała myśl o Wybawicielu, który muzycznym gestem i literackim spojrzeniem zamieniłby owy piątkowy nastrój w... tym razem nie 'coś wyjątkowego', bo wyjątkowi już jesteśmy...
Dzisiaj rano moje oczy zabłysły błękitem...
Jak nie mogłam wcześniej tego nie zauważyć - starzejemy się z każdą chwilą - to już nie bajka.
Bajką jednak stał się utwór - Panie Andrzeju, który wczoraj mi Pan przesłał. Proszę się nie martwić pomyłkami, bo to dzięki nim nasunęła mi się na myśl takowa analiza i interpretacja melodyji:
Wstęp
Pierwsze minuty: spostrzegł Ją...czy Ona Jego?... Do 57 sekundy taniec emocji i walka z wyobraźnią. Pierwsze nuty to taniec myśli. Mam wrażenie że to nie fortepian, ale echo rozmów nas samych (zakochanych) ze sobą właśnie w tym momencie mi gra: On i Ona zapatrzeni, On i Ona zapomnieni, zamyśleni, zatroskani, otuleni nicością i chęcią, by to mroźne powietrze nie uderzało tak mocno w twarz... choć łącząc się w wiatr matuje rumieńce, które nie chcą zniknąć nawet, gdy oddajesz się codziennej, nudnej pracy... przypomina mi to dziecko, które chodzi wokół stołu, by tylko znaleźć okazję do kradzieży, och jakże rozkosznej kradzieży choć ciasta!
I sekunda 58 - dzwon!
Pojawiła się nadzieja, a wraz z nią spojrzenie. Tak! Ona i On...Oni...co dalej?
1 Minuta... dźwięki nabierają naturalnego brzmienia. Emocje jednak nie schodzą na drugi plan. Tempo zdaje się takie samo, a jednak oddech jest zdecydowanie przyspieszony. Nadal wyczuwam nieśmiałość. W momencie zagrania niższych tonów podstawowej melodii już wszystko wydaje się jasne. Minuta 1.28 głębia spojrzeń... uśmiechu, brak zgarbionych myśli i niepokoju. Wiatr i kolor liści... barwy jesieni w tonacji 'wysokie słońce'. Niepokoi mnie jednak minuta 1,16 - tak w międzyczasie - skąd ta pauza - wahanie?? Jednak płyniemy dalej... płynę dalej. Malutkie potknięcia jakże rozkoszne... może brak tematu, skrępowane milczenie...?
Niepokoi mnie minuta 2.07... zdecydowana nieudana próba... no właśnie czego? Zdecydowanie to krok w tył. Doszukiwanie się, a właściwie oszukiwanie się w kwestii poczucia w nowym związku? Ona nie jest taka jak tamta, boje się, że będę tamtym potworem i powróci koszmar mojego ja...? Minuta 2,17 wcale nie ratuje sytuacji. On lub Ona walczy z teraźniejszą przeszłością, jednak obolałe nogi i miejsca po kajdanach wcześniejszych melodyji dają o sobie znać jeszcze!
2,25...ale On lub Ona...ku mojej uciesze zacierają plamy na szybach okien starego domu i pozwalają na pożarcie tego fałszu sobie i mnie zarazem. Jak miło jest odgrywać rolę odbiorcy tak nieśmiałej miłości. 2, 34/35 jestem pewna, są razem i 'telenowelowskie' - 'już nic ich nie rozdzieli'...
I 3 minuta... zakończenie. Puenta całej historii świadczy tylko o jednym: happy end?
Można zasiąść w fotelu, zapalić cygaro i odetchnąć z ulgą. Czerwona kokarda została zawiązana u rogu łóżka pokrytego białą pościelą... posmakowaną? Machnąć ręką na przyszłość i cieszyć się szczęściem, które właśnie się zyskało... na zawsze? I wysłuchiwać spokoju włączając nagminnie melodie tylko od minuty 4,35...
I nic już nie grozi... przeszkody zostały pokonane w celu zainteresowania, zdobycia, przekonania do siebie i całego świata, przekonania i pokochania i okazania możliwości pokochania samego siebie. Spokój, roześmiane oczy... połączone dłonie. Zyskanie tego, o co walczyło się w przeciągu tych 3 minut... I kropka nad i...
Szczęśliwi?
No tak! - wrażliwa dziewuszka i jej piorunująca analiza. A może chodzi tu tylko o seks! Nawiązany kontakt wzrokowy, uśmiech, wirtualna gra wstępna. Przejście do hotelu wrażeń. Dotyk... dotyk... odważny dotyk i krzyk: tak, zgadzam się!! Wzrok i omdlenie w jego ramionach! Zaczyna się... mocniejszy pocałunek i urwanie filmu: marzeń dziewczynki o wymarzonym pierwszym razie pójścia do łóżka z ledwo napotkanym facetem w knajpie. Gra wstępna... hmm zadziwiająco i zaskakująco długa. Nieśmiałe i jakże słodkie potknięcia. Przecież się nie znają... należy się dotrzeć i poznać. I zaczyna się, wir, kołowrotek - rewelacja! Brak słów i ciężki oddech. Chwila odpoczynku i... Jemu chwała, chęć podjęcia się biegu przełajowego po raz drugi, a może kolejny. Tym razem bez gry wstępnej... na skróty przecież łatwiej... bez dodatkowego wysiłku... On to tylko facet z potrzebami, a Ona to tylko kobieta. A na koniec powolny, o jak dobrze, że powolny, powrót do rzeczywistości. Nie potrzebnie wypowiedziane słowa w stylu 'dobrze Ci było?' Hmm, ale czy ten fałsz faktycznie przeszkadza? Powtórka z rozrywki: On to facet z potrzebami, a Ona to tylko kobieta. Przewracasz się na bok i nie przymykasz oczu... takie życie... przynajmniej pozbyłaś/łeś się emocji, które gromadzisz w sobie od pół roku, a może dłużej? Może ty jesteś Kobietą z... potrzebami? Czy tak bardzo różnisz się od Faceta tu i teraz? Koniec! Przytul... I kropka nad i... Przytulić tak po prostu jest trudniej niż złapać łanie, a noc... a Ty wciąż prosisz i - znów samotne...
tralala
(czy to właśnie Ona??)
Nosy
ludzie mają nosy wystające przed nich samych,
a niektórzy dodatkowo zadarte do góry!
Walentynka
Wyścigi quadów
Pobudka Dolores
Jesteś Kobietą... On obok Ciebie. Czasem niesforne szturchnięcia lub pochrapywanie z tej strony łóżka, na której on sypia, a to wszystko w środku Twojego snu...
Jesteś zła, chcesz przykryć Jego twarz poduszką i mocniej przycisnąć niż zazwyczaj. Odwracasz się o sto osiemdziesiąt stopni, aby unikać oddechu, który czujesz na swoim policzku. Przeklinasz kolejną nieprzespaną noc, do której wolisz nie przyznawać się koleżankom. Czy jesteś nieszczęśliwa? Analizując daną chwilę pewnie tak, na dodatek te noce powtarzają się już od ładnych paru lat. Nie wierzysz już w reklamy obrazujące kuszący zapach kawy, który owija się rano wokół Twojej szyi. W co więc wierzysz?
Bez zastanowienia odpowiadasz:
W Niego! 'On Ci mój!' Nagle rodzi się w Tobie niepohamowana chęć wtulenia w Jego ramiona pozbawione kolców dnia codziennego. Właśnie tego przecież potrzebujesz na co dzień. Uśmiechasz się znacząco sama do siebie nie zważając na wczesną godzinę, a potem idziesz do kuchni posmarować Mu kromkę masłem...
Zaprzeczysz?
(dla SuperJA.pl)
Odmierzanie czasu
AJ! Panie JA
Uczę się chodzić.
Kamienie nadal są śliskie, woda tak samo wzburzona - białe fale i przeszłość wciąż intensywnie wystukują nerwowe stuk puk mięśnia sercowego.
A JA uczę się chodzić.
Muzyka
Tylko dzięki niej potrafię dojrzeć iskrę w jego oczach, odczytać myśli... ten płomyk na lepsze jutro - lepszego JA. Wspominam jego elegancki styl: koszula na kant - perfekcyjnie wyprasowana, spodnie dopasowane - przygryzam wargi raz, dwa, trzy!...
i krawat...
Krawat, - który nigdy nie przeszkadzał mi przedrzeć się przez łapczywe guziki do dziecka - nagiego dziecka tonącego w ramionach czasu...
Nie słyszę 'tik tak' - On stanął w miejscu.
Każda blizna AJ woła: a JA??!! Gdzie w tym wszystkim jestem JA??!!
Czytam jego słowa naszkicowanie słabym odcieniem farby na białym płótnie.
Ten żal, ta tęsknota...?
JA też tęsknie... tak po prostu!
Dziękuję za Walentynkę...
Dziś kromkę chleba posmaruję Ci JA.
Dziś wszelkie szturchnięcia wezmę na swój bark.
Dziś będę większej wiary i zaprzeczę... bo JA lubię zapach kawy...
Czas ruszył z miejsca, a JA z nim - poddając się woli chodzenia... wciąż po tych samych kamieniach.
(MożeBędę)
F1
Przestała interesować mnie...
...Formuła (pierwsza)
Szkoda życia na krążenie (w kółko)!
Adagio 4U
Perspektywa
I rocznica śmierci Mamy

Punkt 'G...
...rześka' byla ta rozmowa Przyjacielu.
Przepraszam że nie połechtałem.
Modlitwa Mojego Taty
ja grzeszny i zmęczony - pójdę już spać
pod moją pustą głowę nie mam co dać
wezmę do mych myśli ewangelię - Twoje słowa
Bożym miłosierdziem odzieję się, jak co noc
Jezu, nim umrę odpuść mi moje winy
bym w niebie Twojej dostąpił pociechy
(slowa RJ, muz. AJ)
4 O.Lenartowicz SJ
Mama: wspomnienie 2012
Kolęda
Jesteś Kobietą!
Mama: wspomnienie 2016 - Lot wśród Gwiazd
Gdy rozkwita Kwiat
Nawiedzony dom
JP2 2016
śmierć mojej M. Chrzestnej...
Dziewczynka w krainie czarów
Wiosenne orzezwienie
Wiosenna burza
Wiosenny brzask
Dziki zachód
Anioły 3
SpeedWay
Kubuś
Bardzo mi Ciebie brakuje...
Pamiętaj, że zawsze będe Twoim Tatą, bez względu co Mama i Babcia mówią o mnie. Kocham Cię...
Napisz do mnie, abym mógł mieć z Tobą kontakt.
Nie miej Mamie nic za złe. Po prostu kiedyś wstała z łóżka i przestała mnie lubić. Co do Babci, to trzeba wiedzieć że patrzy na mężczyzn przez pryzmat swojego nieudanego małżeństwa - biedna Kobieta.
Daj Skarbie proszę znać co u Ciebie i odezwij się do mnie.
40 letnie znudzenie
Spacer po mieście
śmierć
Spotkanie przy kawie
4 Bogusia...
u(Rodziny)
Popołudniowa solówka qwr...zonego braciszka
Rozjechane myśli
Mamy urodziny 2016...
Marsz żałobny dla Zbycha Wielgusa, męża Siostry...
Rodzinne spotkanie 10.2016
25 ;) urodziny Ewy
Siedzisz sobie w przytulnej restauracji, w tle leci muzyka ktorą własnie słyszysz. Umówiłaś się z mężem na którego czekasz. Ni stąd zaprosił Cię własnie w to miejsce pamiętając o Twoim święcie... Czekasz... 38 sekunda - pojawia się. Wyraznie widać zarysowujący się uśmiech na Twojej twarzy, a właściwie ustach. Siedzicie przez chwile w milczeniu. W momencie kiedy mija 1,10min. zamawiacie potrawy... Zanim kelner zdążył odejść, w 1,26 minucie, stajesz przed mężem i w rytmie muzyki zaczynasz kołysać biodrami... Ba! To juz nawet nie kołysanie. Falujesz nimi przed Nim, powodując przyspieszone bicie mięśnia sercowego... Podoba Ci sie to... Jemu też... Zapadacie się w tancu nie zważając już na stygnące potrawy...
świat komputerów 8bit
Modlitwa
Tango
czwartkowy wschód Słońca
Tango2
Rozważania
Obojętność
Jego Życie...
Forest Gump
O.N.A.
Trance
Jestem Twoja... (AJ - tylko fortepian)
Staccato inaczej
Stukanie w parapet
Striptiz
Elektroniczna Róża
@--,--'---
Praca
Kiedy zaczynam pracować nad sobą, chciałbym być bezrobotny...
Współgranie
najtrudniejszy zespół do wspólnej gry...
...to orkiestra symfoniczna.
Syntezatory
Są to po prostu komputery, różnią się tylko klawiaturą...
Bardzo krótki odcinek czasu (z Mamą)
Niewyparzona gęba
Kiedy nie mówię nic - głośno gadam.
Z orkiestrą
Marsz Żałobny dla samego siebie
-5 stopni
Taniec Robotów
Moż(Dziej)
4Tata Jarka: The Last Way
Dreams on a hot beach
Kołysanka
Nie.grzeczny.JA
Dla 'J'...
Lot na Marsa
Party 2 night
R2D2 - zyje!
Sinusoida
Pożegnanie Chrzestnego
Poczekalnia
Trance 4V
SMS
Każdej Twojej literce przyporządkowałem indywidualny dźwięk.
Patrząc na nie słucham jak komponujesz...